11.11.06

PWN - Poniżej Wszelkich Norm?

Przyznam, że rzadko się bulwersuję. Szczególnie staram się unikać bulwersowania się różnymi akcjami reklamowymi: okazuje się nieraz później, że wszystko jest wyreżyserowanym marketingiem, a ja się fatalnie czuję jako ofiara inżynierii społecznej. Miesięczny staż w agencji reklamowej sprawił, że wolę widzieć siebie po drugiej stronie barykady (czyli jako inżyniera społecznego) albo (najlepiej) obok.

Niestety, akcja ksero to zero Państwowego Wydawnictwa Naukowego nie wydaje się być obliczona na celowe zbulwersowanie odbiorcy. Raczej bym powiedział, że w sposób jak najbardziej szczery stara się wykształcić w odbiorcach obrzydzenie i pogardę wobec procederu kserowania książek. Efekt jest dość bliski zamierzonemu, jednak nie identyczny. U mnie na przykład wykształciła się pogarda wobec samego wydawnictwa...

Zacznijmy jednak od początku. Od jakiegoś czasu PWN prowadzi akcję mającą zniechęcać studentów do kserowania podręczników. W zeszłym roku hasłem akcji było ,,taniej niż ksero'', a sztandarowym produktem -- Historia Filozofii Władysława Tatarkiewicza. Cena była faktycznie zachęcając --- przy cenie ksera 20 gr za stronę faktycznie wychodziło taniej. Jeśli zaś chodzi o jakość...

Cóż, śmiem twierdzić, że porządnie zbindowaną kserówkę starego wydania by się czytało zdecydowanie lepiej. Bo najnowsze wydanie Tatarkiewicza nie jest wcale nową edycją, a chamsko zeskanowaną starą, wydrukowaną w formie paperbacku. Wersy są krzywe, sporo literek -- nierozpoznawalnych. Gdy kupowaliśmy jednak tuż przed egzaminem z historii filozofii nowożytnej Tatarkiewicza (z którego oczywiście nikt, ale to nikt w IF UW nie uczy się do egzaminów historycznofilozoficznych), czas był kluczowy. No i cena grała również swoją rolę.

Ogółem jednak, zeszłoroczna akcja pewuenki była krokiem w dobrą stronę -- bo książki w Polsce są oburzająco drogie, przynajmniej w porównaniu do polskich zarobków.

W tym roku jednak PWN (czy też agencja reklamowa pracująca dla PWN) postanowiło pójść bardziej w kierunku konfrontacji. Tegorocznym hasłem jest ,,ksero to zero'', a sztandarowym produktem jest nie książka, a strona internetowa z filmikami we flashu. Filmiki charakteryzują dowcipem na bardzo wysokim poziomie: leci sęp i wysrywa sobie kserokopiarkę. Kot (a może fretka?) kseruje kozę, której z tego powodu wyrastają trzy głowy. Lusia (która ma być 100% oryginałem), po skserowaniu robi się gruba, zostaje dziwką, odpadają jej ręce, zachodzi w ciążę (może Roman powinien zacząć dotować punkty ksero?). Te i inne radosne filmiki można zobaczyć na tejże badziewnej stronce (link taki a nie inny i dopiero teraz ze względu na gógla). To wszystko w otoczce działań typowych dla marketingu wirusowego -- ,,autetyczne'' posty o tym jakie te filmiki są zajefajne na różnych forach, artykuły sponsorowane w portalach studenckich... No pełnia profesjonalizmu, po prostu.

Kilka pytań się nasuwa. Po pierwsze, ciekawe jak się ma obecna kampania do dotychczasowego wizerunku PWN jako wydawnictwa wydającego książki akademickie, niezbyt drogo, dobrej jakości, niemalże pro publico bono. Przyznam, że do tej pory darzyłem pewuenkę dość dużym szacunkiem i sympatią, a teraz czuję dość duży niesmak.

Po drugie, jaki jest wizerunek studentów w oczach ,,podmiotu lirycznego'', czyli twórców interesującej nas akcji? Najwyraźniej widzą oni bandę debili, których najbardziej cieszą dowcipy o kupie. Ja rozumiem, że ostatnio mamy w Polsce do czynienia z boomem edukacyjnym i olbrzymim upowszechnieniem się wyższego wykształcenia, ale chyba jeszcze nie zaszliśmy tak daleko.

Po trzecie, zastanawia mnie, jak sobie PWN odpowiedział na pytanie Dlaczego studenci kserują książki?. Z akcji wynika, że odpowiedzią było: bo są tępi i wolą wydać kasę na dzwonki do telefonu komórkowego. Nikt nie pomyślał, że książki w Polsce (w porównaniu do przeciętnych zarobków) cholernie drogie. Że biblioteki są słabo zaopatrzone i że najgorętszych podręczników w trakcie sesji po prostu nie starcza (znam tę sytuacją z UW, a nie sądzę aby na prowincji było pod tym względem lepiej). Że nieraz ostatnie wydanie ważnego podręcznika było w latach osiemdziesiątych. Przecież, do diabła, każda normalna osoba woli prawdziwą książkę od ksero -- jest to wygodniejsze, lepiej się czyta, łatwiej nosi... Przecież tylko idiota by kserował coś, do czego ma dostęp w postaci książkowej. Jedyne, czego brakuje, to aby PWN starało się sprawić wrażenie, że kserowanie książek jest przestępstwem -- chwyt nagminnie stosowany przez wytwórnie płytowe.

Cóż, z wielką chęcią rozpocząłbym bojkot PWN, ale z pewnych przyczyn nie jest to sensowne. Siedzę obecnie w Belgii (dlatego akcję, która się rozpoczęła 9 października zauważyłem dopiero niedawno). W Leuven mamy bardzo dobrze zaopatrzoną bibliotekę, Amazon szipuje do mnie książki: czegokolwiek bym nie potrzebował, jestem w stanie zdobyć to w oryginale. Mogę sobie zatem pozwolić na mienie w nosie faktu, że w polskim tłumaczeniu Ullmana, przetłumaczono na polski również nazwy problemów obliczeniowych. Najbliższa księgarnia PWN znajduje się dużo więcej niż 1000 km ode mnie.

Ale to zawsze nieprzyjemne uczucie, gdy ludzie z wydawnictwa z kagankiem oświaty w logo okazują się bandą palantów.

A w Belgii, tak samo jak u nas, jest dziś święto narodowe, i nie udało nam się niczego kupić na obiad.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Zgadzam się. Bojkotuję to wydawnictwo bo mnie oszukano, ale to już inna historia... Nienawidzę ich.

Anonimowy pisze...

Hej pracujesz dla konkurencyjnego wydawnictwa?