3.11.06

Nie jest źle

Tak. Jakkolwiek dziwnie by to brzmiało, nie jest źle (albo też nie jest *tak* źle). Dlaczego?

Po pierwsze, bardzo polepszył mi się standard życia. Nie oznacza to bynajmniej, że wygrałem na loterii belgijskiej i od tej pory będziemy się żywić polędwicą, popijając dobrym Bordeaux. Polepszyło mi się za sprawą malutkiego zakupu: rękawiczek. Bo w Belgii, proszę państwa, mamy wyż i atak zimy nieomal, a jak się jeździ na rowerze, to ręce marzną jak cholera, co jest niemiłe. Chyba, że posiada się rękawiczki. Oczywiście, nie przeszkadza to różnym takim przypałom biegać o poranku w krótkich spodenkach i krótkim rękawku.

Dziwne to przyznać, ale ostatnie oziębienie mi wcale nie przeszkadza. Nie oznacza to broń boże, że nagle zmieniły mi się gusta klimatyczne. Oznacza jedynie to, że mogę zacząć nosić swetry bez ryzyka przegrzewania się. A swetrów mam więcej niż bluz, odpowiednich na dotychczasową pogodę. Bluzę taką mam tylko jedną, i choć jest to moja ulubiona czerwona, zdążyła mi się znudzić. Jak całemu światu zapewne.

Po drugie, mieszkam w kraju, gdzie biblioteki zamyka się o 22oo, a najdłużej otwarte sklepy o 21oo. I to nie codziennie, a jedynie w piątki, które Belgowie poświęcają na robienie zakupów, co skutkuje dłuższym czasem otwarcia sklepów. Co prawda chyba (mimo wszystko) częściej korzystamy ze sklepów, ale i tak czuję się podniesiony na duchu.

Po trzecie, wreszcie udało mi się wreszcie nawiązać jakiekolwiek relacje społeczne z tubylcami. Odbyło się w to w bardzo miłej knajpce, gdzie oprócz picia piwa można sobie pograć w różne gry: szachy, go, jengę, Monopol, anty-Monopol, Ryzyko, Settlers of Catan... Gdy weszliśmy, w telewizorze leciał mecz, a z głośników -- muzyka klasyczna. Jaktylko mecz się skończył, telewizor schowano, muzyka pozostała do końca (jak mi wyjaśnili stali bywalcy, w tej knajpie *zawsze* leci muzyka klasyczna). Szkoda jedynie, że większość gier z fabułą jest po niderlandzku -- choć tak naprawdę wiadomo, że szachy i go są najlepsze. A wydarzeniem, które się do wzmożonej nagle socjalizacji przyczyniło, było posiedzenie leuweńskiego klubu go. Członkowie -- wszelkiego sortu gikowie, czyli informatycy, fizycy, meteorolodzy. Pierwsi Belgowie, z którymi się napiłem piwa i pogadałem dłużej niż 5 minut...

Czyli -- Belgia, kraj osobliwości:

  • Ludzie (ja?) się cieszą, że jest zimno

  • Biblioteki są dłużej otwarte niż sklepy

  • Najbardziej kontaktową grupą tubylców są... gikowie.

Brak komentarzy: