21.10.06

Państwo Szopowie a Internet

Dzisiejszy post będzie o Szopach. Wyjątkowo jednak nie o mnie i o mojej żonie, lecz o starszym pokoleniu, czyli o moich rodzicach. A konkretniej, o moich rodzicach i ich (burzliwych) relacjach z komputerami i Internetem.

Dramatis Personae: papa Szopa, pod sześćdziesiątkę, niegdyś ekonomista, nawet attaché handlowy w Buenos Aires, obecnie przede wszystkim bluesman i szachista. Mama Szopa -- anestezjolog, zajmuje się głównie neuroanestezją (o wieku nie wspominam, choć pozwolę sobie nadmienić, że jest sporo młodsza od mojego ojca). Otwarty mózg nie robi na mojej mamusi najmniejszego wrażenia, za to kiedy podczas zmywania naczyń pękła mi szklanka i pociąłem sobie mały palec, o mało nie zemdlała (choć bogiem a prawdą założono mi w efekcie na tenże palec 7 szwów, co jest niemałym osiągnięciem). Lula -- malutka suczka marki collie, mocno strachliwa (boi się wyjść na balkon). Straszny Potwór, czyli mój dwuletni komputer; niegdyś dobrotliwe Ubuntu, obecnie krwiożerczy Łindołs IksPe.

Dotychczasowe kontakty moich rodziców z komputerami były właściwie żadne. Owszem, zdarzyło im się nawet dokonać niegdyś zakupu komputera, jednak starali się nie wchodzić mu w paradę. Jedynie Lula czasem potrącała nosem klawiaturę leżącą na obudowie. Komputery z którymi moja matka ma do czynienia w szpitalu zasadniczo służą do znieczulania, a mój ojciec (zanim został bluesmanem i szachistą) miał zawsze ten luksus, że komputer obsługiwał za pomocą sekretarki (ta, kiedyś można było tak pracować).

Niestety, we wrześniu jedyne dziecko państwa Szopów (ja, znaczy się) wyjechało do dalekiego kraju na Zachodzie Europy i zostali oni postawieni przed faktem, że (przy roamingowych cenach rozmów telefonicznych) jeżeli chcą utrzymać z nim (tj. z dzieckiem) jakikolwiek kontakt, będą zmuszeni do korzystania ze Strasznego Potwora (który przyjechał pocztą kurierską z Warszawy).

Chcąc nie chcąc, moi rodzice zaczęli oswajać się z potworem. Na początku problemy były ogromne: a to myszką używaną do góry nogami (kabelkiem w dół), a to klawiatura ma układ QWERTY (zamiast oczekiwanego QWERTZ) i nie ma polskich liter... Obecnie już chyba nie jest tak źle. Oboje rodzice są w stanie korzystać z komputera w takim zakresie, jakim potrzebują. A zakres ten jest bardzo szopocentryczny.

Główną aplikacją, z której korzystają moi rodzice jest Skajp. Służy on przede wszystkim, a jakże, do rozmowy ze mną. Oprócz tego umieją sprawdzać pocztę na gmailu (ale to potrafi tylko moja matka) i przeglądać picasaweb ze zdjęciami moimi i mojej żony. I tyle. Z tego co wiem, na inne strony internetowe nie wchodzą. Chyba wiedzą o ich istnieniu, ale niekoniecznie wyobrażają sobie jak można ich używać. Skajp ma jeszcze druga rolę, pełni bowiem ważną funkcję w moim nowatorskim systemie zdalnej obsługi komputera. Drugim elementem systemu jest rzecz jasna rodzic w trybie odbioru.

Tym niemniej, moi rodzice robią duże postępy. Ostatnio mój ojciec np. sam z siebie nauczył korzystać się z rolki myszki. Nie jest to byle co: słyszałem od znajomych o rodzicach, którzy używają komputera od lat, a z rolki korzystać nie umieją.

Cała sprawa korzystania przez moich rodziców ze Strasznego Potwora wydaje mi się z kilku powodów sympatyczna. Po pierwsze, widzę, że moi rodzice są gotowi na naprawdę duży wysiłek aby ze mną pogadać o tym, ile kosztują w Belgii małże i gdzie pojechaliśmy w weekend na rowerze. Po drugie, pozwala mi to spojrzeć świeższym okiem na kwestię ergonomiki peceta. Np. dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że ontologia systemu okienkowego wcale nie jest oczywista dla kogoś, kto nie obserwował jej rozwoju przez ostatnie dziesięć lat. Albo (czego nigdy bym się nie spodziewał) że korzystanie z touchpada może być dużo bardziej intuicyjne niż z myszy.

(A Lula niestety bardzo sie dezorientuje kiedy się przy niej korzysta ze Skajpa, na co reaguje w typowy dla siebie sposób, przestraszając się. Za to z powrotem chyba może trącać nosem klawiaturę.)

Brak komentarzy: