24.7.06

Czemu nie wszystko, co dobre dla Kazika musi być dobre dla mnie

Kazik całkiem niedawno napisał o tym, jak to przeniósł się z Gnome'a na KDE i jak to spodziewał się z mojej strony polemiki. Ja mu odpisałem w komentarzu, że jestem w wyjątkowo niepolemicznym nastroju i że od pewnego czasu nosiło mnie, aby zainstalować sobie środowisko na K. I że w ogóle minęła sesja i właśnie mam czas aby to zrobić. Co też uczyniłem.

Niestety, moje wrażenia są zasadniczo inne niż Kazikowe.

Po pierwsze, nie odniosłem subiektywnego wrażenia, aby cokolwiek działało szybciej... Wręcz przeciwnie. Mało rzeczy mnie tak denerwuje, jak czekanie, aż komputer przemyśli wszystkie programy, które ma w menu i łaskawie je pokaże. Kate uruchamia się dużo wolniej od Gedita -- powidziałbym, że jak Gnome półtora roku temu.

Po drugie, strasznie dużo programów zaczęło nagle zwracać błędy. Dużo spodziewałem się po Kat -- KDE-owymodpowiedniku Beagle, napisanym w C zamiast w C#. Niestety, nie udało mi się go praktycznie uruchomić, i niedoszły killer-app rozpoczął wysyłkę rozpaczliwej kaskady błędów, której nawet restart X-ów nie zakończył.

Oczywiście, jako osoba konsekwentna, ustawiłem sobie KDE jako sesję domyślną, aby się przyzwyczaić, a nuż mi się spodoba. Gdy jednak znalazłem skrinszota z Gnome i złapałem się na myśli “Och, jaki fajny menedżer okien”, już wiedziałem, że Gnom wraca. I wrócił.

Brak komentarzy: