13.7.06

Opereczka, czyli miła sercu miniaturka

Tego posta piszę po raz drugi -- w Fajerfoksie. Nie, jak próbowałem przed chwilą, w Operze. Zaraz wyjaśnię dlaczego.Od kilku dni przebywam poza Warszawą (aż nie chce mi przejść przez klawiaturę, że poza domem), przez co moje kontakty z Siecią nabrały charakteru sporadycznego. Gdzieś w kafejce, przy okazji przelewu bankowego, przez komórkę... Teraz akurat jestem w Szczecinie, więc połączenie jest wspaniałe (co jak co, ale kiepskich łącz nie można zarzucić Uniwersytetowi Szczecińskiemu). Jednakże, nie jest do końca kolorowo.

Jestem zmuszony (przyznaję to ze smutkiem) korzystać (gościnnie) nie z mojej ulubionej trójki Linux plus Gnom plus Flock, ale z Łindołsa IksPe plus Emula plus wiele dziwnych rzeczy plus Fajerfoks. Jak się domyślacie, nie ma to zbyt pozytywnego wpływu na komfort użytkowania komputera. Sczególnie, że Fajerfoks łindołsowy obecny na pokładzie działa bardzo wolno, nie umie blokować flasza i, w związku z tym, zawiesza się przy próbie użycia rolki myszki (rozwiązanie -- zaznaczać tekst aż się pojawi).

Te wszystkie nieszczęścia sprawiły, że postanowiłem poekspeymentować z Operą. Opera zbyt dużo ekstensji nie potrzebuje, jest ergonomiczna, niezasobożerna i po prostu prawie jak meble z Ikei. Jeśli chodzi o chodzenie po Internecie, Opera radzi sobie świetnie. Chciałem już napisać same superlatywy, ale, niestety, zacząłem pisać w Operze w Wordpressie. I tu się zaczęły schody, bo specyficznie (jednocześnie -- dla mnie normalka przy szybkim pisaniu) uderzone ,s' i ,prawy alt' opera odczytywała taka jak powinna odczytywać ,kontrol' i ,s', czyli otwierała ekran zapisywania strony. Nie muszę dodawać, że podobnie było z resztą kombinacji klawiszy zwyczajowo używanych w Polsce do pisania zdania Zażółć gęślą jaźń... Czyli, dopóki nie przestawię się całkowicie na język Szekspira, Opera jest nie dla mnie.

Z drugiej jednak strony, dzięki temu eksperymentowi odkryłem coś, co jest naprawdę fajne. Odkryłem mianowicie Operę Mini, czyli Operę przeznaczoną dla telefonów komórkowych. I to nie dla, jak lubi je nazywać Pryncypał, urządzeń (palmtop który przypadkowo, w przerwach między zawieszaniem się i wyświetlaniem filmu, potrafi dzwonić), ale dla uczciwych telefonów komórkowych, jak mój Siemens. Jak niektórzy może wiedzą, przeglądarki w telefonach komórkowych są totalnie antyergonomiczne (coś jak połączenie ducha starych polskich programów działających pod DOS-em z estetyką KDE, połączone z małą ilością przycisków na klawiaturze) i obsysają maksymalnie. A Opereczka działa szybko, czysto i, do diabła, ma normalnie rozwiązane wypełnianie formularzy. Już nie boję się ekranu logowania do Gmaila na telefonie komórkowym.

Istnieje też druga, ważniejsza cecha Opery Mini. Nie bierze ona stron bezpośrednio z Internetu, ale przepuszcza je przez serwer, który je optymalizuje. To bardzo pomaga. (Swoją drogą, od pewnego czasu chodził mi po głowie pomysł napisania skryptu, który czyściłby html z obrazków i bajerów. Na całe szczęście ktoś to za mnie zrobił :).)

Szkoda jedynie, że Operę Mini odkryłem tak późno. Tutaj Internet jest, a za chwilę wracam pracować dla Wielkiego Babilonu, w którym, choć sieć jest, etyka korporacyjna wymaga używania Internet Eksplorera (mam nadzieję, że nie ujawniam żadnych tajemnic handlowych w tej chwili). Zatem, nie będę miał przez najbliższy miesiąc potrzeby korzystania z mojego nowego odkrycia.

(Pragnę też wytłumaczyć się z niskiej filozoficzności ostatnio poruszanych tematów: są wakacje, niedługo będę pracował, ciągle nie podniosłem się po letniej sesji, ze szczególnym uwzględnieniem Naczelnego Szołmena IF i szklanego sufitu. Lecz nie martwcie się, czytam Searle'a i zapewne niedługo coś filozoficznego przyjdzie mi do głowy ;-))

Brak komentarzy: